sobota, 23 marca 2013

komplikacja pierwsza.


Muzyka


Siedzisz z kubkiem gorącej herbaty i nowym księgarnianym nabytkiem, zawinięta w ciepły koc, niezwykle znudzona i rozgoryczona, bo jak na tę porę roku jest zdecydowanie za zimno, gdy rozlega się dzwonek twojego neonowo-żółtego telefonu. Podnosisz go ze stolika i widząc wyświetlane na nim imię, ledwo powstrzymujesz uśmiech.
- Jesteś pewna, że nie chcesz jechać ze mną? - Słyszysz i wywracasz oczami.
- Tak, jestem. Nie mam ochoty na kąśliwe uwagi i krzywe spojrzenia Pauliny. Wiesz, że mnie nie cierpi.
- Wiesz, że to nie do końca tak, ona się po prostu o mnie troszczy... - Nie masz ochoty tego słuchać, więc rzucasz krótkie „Baw się dobrze!”, śmiejesz się dźwięcznie i rozłączasz.
Paulina, przyjaciółka twojego narzeczonego, cię nie znosi. Z wzajemnością. Jesteście zbyt ambitne, zbyt ładne i pracujecie w tym samym środowisku. O jakiejkolwiek sympatii nie ma mowy, biorąc pod uwagę fakt, że uważa wasz związek za twoją szansę na lepszą pracę, poobracanie się w wyższych sferach i dostęp do pokaźnej sumy pieniędzy. Śmiejesz się cicho, gdy dociera do ciebie jak wielką hipokrytką jest.  Jest przecież w tej samej sytuacji, co ty. Z tą różnicą, że swojej „dojnej krowie” powiedziała już sakramentalne tak. Nie kwestionujesz jej uczuć, może i są prawdziwe, ale cechy charakteru, jakie ujawniła w stosunkach z tobą każą ci się poważnie zastanowić nad ich bezinteresownością.

Kilka godzin później czujesz, że jeszcze chwila i zwariujesz. Potrzebujesz spaceru, czekolady i miliona innych rzeczy, których potrzebują kobiety przed okresem, w deszczowy sierpniowy dzień. Ubierasz się więc szybko, zgarniasz portfel, parasolkę i jak dziecko, ignorując zszokowane spojrzenia przechodniów, skaczesz przez kałuże. Nie rozumiesz ich toku myślenia. Przecież radość z życia nie jest przestępstwem ani chorobą, nawet jeśli spowodowana jest szlajającymi hormonami. Kierujesz się do małej, przytulnej kawiarni, gdzie serwują najlepszą gorącą czekoladę i tiramisu na świecie. W przeciągu ostatniego roku, zrzuciłaś kilka kilogramów, więc nie masz wyrzutów sumienia, gdy w głowie układasz listę słodkości, które masz dzisiaj zamiar pochłonąć.
Wieje dość silny wiatr, przed wejściem do pomieszczenia przystajesz na moment i przeglądając się w oknie, poprawiasz fryzurę. Coś każe ci wysilić wzrok, by przez przyciemniane szkło zajrzeć do środka. Przebiegasz wzrokiem po wnętrzu, by przy wciśniętym w kąt stoliku dojrzeć swojego narzeczonego i jakąś blondynę. Dość ładną, z dużym biustem, co gorsza naturalnym (w stwierdzeniu czego pomaga ci jej wydekoltowana bluzka), modnie ubraną.
Czujesz dziwny ucisk w gardle i w głowie gorączkowo szukasz jakiegoś racjonalnego wytłumaczenia. Bo przecież kocha, bo zaraz ślub, bo miał być na kolacji z okazji pierwszej rocznicy ślubu jego znajomych. Może to tylko dziennikarka? Ale po co te kłamstwa? Doskonale przecież wiedział, ile kosztowało cię obdarzenie go zaufaniem, otworzenie się przednim całkowicie. Nie należysz do ludzi, którym kontakty z innymi przychodzą łatwo.
Uśmiechy jakie sobie posyłają i przypadkowe muśnięcia dłoni szybko rozwiewają twoje wątpliwości. Znasz go przecież, nigdy wcześniej cię nie okłamywał.
Dzwoni ci w uszach, masz wrażenie, że gdzieś w okolicy roztrzaskała się szyba. Nie, jednak nie. To twoje serce rozpada się na małe kawałeczki, twoja duma zagrzebuje się gdzieś za wątrobą, wywołując ucisk w klatce piersiowej. Zaufałaś. Zrobiłaś coś, czego obiecałaś sobie nigdy nie robić .Bo ludzie zawodzą. Zawsze. Teraz już wiesz.
Nie wiesz jak długo tak stoisz, gdy potrącona przez jakiegoś przechodnia wybudzasz się z letargu. Zaciskasz dłonie w pięści i miotasz się przez chwilę, starając się znaleźć sposób, by wyjść z tego wszystkiego z twarzą. Szybko starasz się przypomnieć sobie twoje licealne wcielenie. To złe, zmieniające chłopaków jak rękawiczki, to nie zakochujące się w nikim i chodzące zawsze z uniesioną głową. Nie należysz do grzecznych dziewczynek, oj nie. Miłość cię zmieniła, ugłaskała. Na jakiś czas. Teraz, gdy wiesz, że nie było warto, możesz wrócić do swojego starego „ja”, które bardzo lubiłaś, a które porzuciłaś, bo tak pięknie się o ciebie starał.
Unosisz wysoko głowę, wysuwasz pierś do przodu i wchodzisz w końcu do tej przeklętej kawiarni. Podchodzisz do kasjerki, zamawiasz czekoladę i ciasto na wynos. Czekając na zamówienie rozglądasz się dookoła, niby znudzona.
Wasze spojrzenia się krzyżują. Wygląda jakby zobaczył ducha. Miałaś przecież spędzić ten dzień w domu, z książką. Przeraża cię jego głupota. Zastanawiasz się, za co go pokochałaś i teraz nie jesteś już pewna, czy w ogóle darzyłaś go jakimś uczuciem. Może po prostu podobała ci się jego ofiarność? Teraz nie czujesz nic prócz zranionej dumy. Przynajmniej to sobie wmawiasz. Uśmiechasz się najpiękniej jak potrafisz do jego towarzyszki, która źle odebrała twoje intencje i najwidoczniej czując się niepewnie przyciąga go do siebie i całuje. Cóż, nie jesteś brzydkim kaczątkiem, kiedyś uwielbiałaś wzbudzać zazdrość. Widzisz jego bierność, szeroko otwartymi oczami śledzi każdy twój ruch. Płacisz za słodycze, wychodzisz, uprzednio zostawiając na ladzie parasolkę. Zupełnie o niej zapomniałaś.
Nadal mży. Wyciągasz telefon i wysyłasz mu krótkie: „Wiedziałam co robię, życząc ci dobrej zabawy.”
Masz jeszcze nadzieję, że wybiegnie za tobą, zasypie cię „To nie tak jak myślisz!"  i innymi tego typu farmazonami. Nic takiego się nie dzieje. Najwidoczniej blondyna i niechęć do robienia scen w miejscu publicznym są ważniejsze.
Zastanawiasz się, jak mogłaś przegapić moment, gdy w waszym związku zaczęło dziać się źle. Dochodzisz do wniosku, że wcale źle się nie działo. Rodzina i wszyscy postronni obserwatorzy zazdrościli wam waszej miłości a i ty dobrze czułaś się z obecnym stanem rzeczy. Macie po dwadzieścia pięć lat,  świata poza sobą nie widzieliście, myśleliście, że możecie wszystko...
Tylko przyjaciele się buntowali. Może mieli rację, myślisz wrzucając do najbliższego kosza czekoladę i kartę SIM.  

Onet jest nie do wytrzymania, zmasakrował szablon i notki.
Witaj blogspocie!


2 komentarze:

  1. Witaj, Mefirze! :)
    Tęskniłam za Tobą, mam nadzieję, że teraz, kiedy już tu jesteś, z pięknym wyglądem, to blogspot zachęci Cię do napisania nowej historii. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. "lubię wracać w tamte strony" jest chyba odpowiednie, bo widzisz lubię czasami zaparzyć sobie tą dobrą, malinową herbatę kupioną u Pani Zosi w sklepie na rogu, opatulić się w ciepły koc, bo właśnie "idzie" burza i włączać sobie właśnie TĄ mefirową komplikację TEJ trójki.

    OdpowiedzUsuń